
Często w moich przepisach wśród składników pojawia się kandyzowany imbir. Jest on niezastąpiony w wielu potrawach, zwłaszcza tych z kuchni azjatyckiej. Stanowi nie tylko dodatek do potraw kulinarnych, ale jest też znakomitym lekarstwem. Możecie więcej poczytać na temat imbiru i jego cudownych właściwości tutaj.
Osobiście bardzo lubię imbir, choć może to dziwne. Bo jak można lubić coś, co najpierw wydaje się słodkie, a potem okazuje się być pikantne i wręcz szczypie w język. A taki właśnie bywa kandyzowany imbir.
Ale to właśnie ten kandyzowany, nie dość, iż bywa czasem trudno dostępny (nawet tu w „Niemcolandzie” można go kupić tylko w nielicznych sklepach), to na dodatek jest stosunkowo drogi. Przykładowo niedawno zapłaciłam za malutki (50 g zawartości!!!) słoiczek kandyzowanego imbiru w zalewie prawie 3 €. Tak więc pomyślałam sobie, iż czas najwyższy się wycwanić i zrobić imbir kandyzowany samemu.
Wracając wczoraj od logopedki wstąpiłam do warzywniaka „u Turka”. I za 3€ zakupiłam prawie 600 g imbiru. Z tej ilości otrzymałam jeden słoiczek (250 ml) imbiru kandyzowanego w zalewie, dwa mniejsze słoiczki imbirowego syropu i dodatkowo całe 80 g płatków imbirowych w cukrze. A na dodatek przez pół wieczora w domu rozchodził się wspaniały zapach. Tak pachniało, że nawet mój Kapsel, którego nos zwykle bywa na urlopie, pytał co to za aromaty. I dodał, że mogę takie coś gotować dziennie, bo bardzo podoba mu się zapach. Rzeczywiście pachniało niebiańsko. Nawet nie przypuszczałam, że gotujący się imbir wydziela aż takie wonności.
SKŁADNIKI:
* imbir
* cukier
* niepełna łyżeczka soli
* woda
Kupując świeży imbir najlepiej wybierać jak najgrubsze kawałki. Jest bardziej ekonomicznie. Poza tym mam wrażenie, że te cienkie są pikantniejsze.
Imbir należy najpierw cieniutko, ale dokładnie obrać ze skórki (fajnie się obiera przy pomocy łyżeczki) i już obrany zważyć. U mnie było to 460 g. Potem pokroić go w dość cienkie plasterki lub małe kawałeczki. Wrzucić do garnka, wsypać niepełną łyżeczkę soli i wlać tyle wody, by imbir był ledwie przykryty. Postawić to wszystko na niewielkiem ogniu i gotować około 30 minut. To właśnie wtedy imbir wydziela cudowny aromat, którym zapachnie wam w całym domu.
Po tym czasie imbir odcedzić na sitku i ponownie wrzucić do garnaka. Teraz należy wsypać tyle cukru, ile ważył obrany imbir. Może być odrobinę więcej, ale nie mniej.
Dodać niewielką ilość wody, jakieś 50 ml i wszystko znowu postawić na piecu. Gotować całość na jak najmniejszym ogniu do chwili, aż imbir zacznie się robić lekko szklisty czy nawet przeźroczysty. W sumie będzie to jakieś 30 – 40 minut.
Teraz są dwie możliwości:
1 – *kandyzowany imbir w zalewie*
Po prostu należy przełożyć jeszcze gorący imbir wraz z zalewą do umytych słoiczków. Należy go przechowywać w lodówce. Można go trzymać kilka miesięcy.
2 – *kandyzowane płatki imbirowe w cukrze*
Wyciągnąć z zalewy płatki imbirowe i pojedyńczno (tzn nieposklejane) rozłożyć je na kratce do wysuszenia. Pozostawić najlepiej na całą noc. Po tym czasie obtoczyć je po prostu w cukrze. Przełożyć do suchego, szczelnie zamykanego pudełka czy słoiczka. Też można przechowywać kilka miesięcy.
Kandyzowany imbir – obojętnie w której postaci – dodaje się do ciast, do mięs i wielu innych potraw. Na pewno na moim blogu zobaczycie jeszcze niejeden przepis z dodatkiem imbiru.